środa, 31 sierpnia 2016

Pralka.

Dzisiejsze zdjęcia nie będą ładne, ale nie o to chodzi.
Chodzi o to, że po ok. 14 latach popsuła nam się pralka.
Ktoś mógłby powiedzieć, że "ciesz się Owco, że po 14 latach, a nie po dwóch", albo "to co się przejmujesz, czas na nową".
Taak. Ale jednak nie.
Poprzednim razem (kilka lat temu), kiedy się popsuła - usłyszeliśmy, że pan serwisu przyjedzie za dwa tygodnie i zażyczy sobie równowartość 1/3 wartości pralki...
Więc Baraniasty rozebrał elektronikę pralki, zalutował jakieś mikroskopijne przyłącze i znowu działała jak powinna.
Do niedawna.
Dźwięki, które z siebie zaczęła wydawać wskazywały na uszkodzone łożysko.
I co teraz?
NzM uznał, że z tym też sobie poradzi, po czym rozebrał CAŁĄ pralkę, wybił i wymienił łożyska.
Genialna rzecz w warunkach domowych i bez odpowiednich narzędzi...
Ja za to byłam zszokowana wyglądem pralki w środku i potwornym osadem z kamienia, proszku i sama nie wiem, czego jeszcze.
*fuj_i_błe*
Niepojęte, szczególnie, że do pralki woda też idzie przez filtr (woda bez filtra płynąca z naszego kranu ma kolor rdzawy...)*

*muszę, mimo wulgaryzmu (dobry wulgaryzm, we właściwym miejscu, nie jest zły ;) )

(niestety nie znam źródła, dostałam mejlem)

No i fotki. Jak mówiłam - nie są ładne, ale oddają skalę... problemu.





Na zdjęciach nie ma oczywiście:
- łomotu przy wybijaniu łożysk,
- dwukrotnego jeżdżenia do sklepu z częściami do pralek (bo pan się pomylił i sprzedał niepasujący element),
- mycia bębna przed garażem myjką ciśnieniową,
- radości ze znowu działającego pralki. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz