wtorek, 3 maja 2016

Jak feniks z wełny.

Powoli zaczynam dochodzić do siebie.
Usiłuję zrozumieć, jak mogłam pozwolić na takie zagnębienie mnie w pracy.
Wiem, że nie bardzo miałam wyjście. Ja tak rozpaczliwie nie chciałam żeby mnie zwolnili i tak bardzo chciałam, żeby mnie wszyscy lubili, że PRZEZ 10 LAT jakoś nie zauważyłam, jak bardzo jestem wykańczana i wykorzystywana.
To dopiero początek przemyśleń. Większość będę notować, bo może za pół roku zapomnę, jak strasznie było. Taka zdolność DDA. Pewnych rzeczy lepiej nie pamiętać (jeśli to tylko możliwe, bo i tak większość zostaje z tyłu głowy i wyskakuje jak diabeł z pudełka wtedy, kiedy człowiek najmniej się tego spodziewa...), ale pewne... muszą być gdzieś zapisane.

Mam wrażenie, że schodzi ze mnie stres co najmniej kilkunastu ostatnich miesięcy, sypiam po kilka godzin dziennie (z przerwami), nie licząc oczywiście tego, co wyśpię w nocy.
Jasne, że ta senność i zmęczenie mogą być spowodowane Projektem Jot, ale to jak mnie zajeżdżali przez tak potwornie długi czas, też ma swoje znaczenie.

Baraniasty walczy z remontem mojego pokoju. Wszystko zaczyna wyglądać chociaż jeszcze jest tyle do zrobienia, ale już nie jesteśmy w szarej dupie. I kolor ścian wybrałam świetny. Zobaczymy, jak będzie pasował do tapety. Co ja gadam, oczywiście, że będzie idealnie pasował. :)