niedziela, 31 stycznia 2016

Who's tail is that?

Wchodzę ostatnio do kuchni i widzę taki obrazek:


Więc pytam, czy zauważyła, że ogon jej wypadł i zwisa bezpańsko.
W odpowiedzi - Księżniczka się patrzy:


- Esme! Nie interesuje Cię, co się dzieje z Twoim omiataczem?



- Nie wiem o czym mówisz, Owco. 
Mój omiatacz jest jak Praczetowy Bagaż - zawsze w pobliżu właściciela!



Nie miałam więcej [głupich] pytań. ;)

czwartek, 28 stycznia 2016

Rubberbag.

Zaczęło się od tego, że mięso przestało mi smakować, obojętnie jak bym je przygotowała. I źle się po nim czułam. Potem była głodówka, a po niej już w ogóle nie wróciłam do jedzenia padlinki. Później nadeszła ideologia, bo przecież to nie tylko jest tak, że nie jem, bo mi nie smakuje i szkodzi, ale nie jem też z jakiegoś powodu.
A jak jest teraz?
Hm...
Wiecie, jak trudno jest kupić sobie ładną torebkę albo porządne buty nie ze skóry? :(

Jakiś czas temu uznałam, że zasłużyłam na kupienie sobie nowej torebki. I zaczęłam szukać. Minęła dłuższa chwila zanim załapałam, że tracę czas. To, co mi się podoba - jest ze skóry, to co mi się nie podoba - też, a w ogóle to wydziwiam, bo jak nie chcę skórzanej torebki, to mogę sobie kupić z filcu, z bawełny (ekotorby - uwielbiam, mam na pęczki, ale jednak nie o to mi chodzi), albo... z gumy.
I wtedy sobie przypomniałam.
Przypomniałam sobie, jak chorowałam na obaga, ale cena mnie zawsze skutecznie odstraszała, bo ile razy marzyłam o zakupie, tyle razy zdrowy rozsądek podpowiadał: Owco, torba z gumy? Za to masz piękną i trwałą torbę ze skóry! 
I nadszedł czas, że zdrowy rozsądek przyjął wersję: Owco, nazbieraj sobie. Kup. Sobie. Gumową. Torbę. Bo jest gumowa. Właśnie dlatego.
Więc sobie nazbierałam. Mam gumową torbę, czym wzbudzam rozbawienie NzM (cytuję: "Owco, mogłaś powiedzieć, pojechalibyśmy do stomilu, może mieliby jakąś promocję..."). :)
Jest świetna, ma eko uchwyty, a na lato kupię jej liny (i tu znowu cytat: "Owco, nie martw się, pojedziemy do castoramy, wybierzesz sobie taki sznurek, jaki Ci się tylko spodoba!"). :)
Boję się jedynie tego, że mi się porysuje (w końcu to guma), bo o ile szanuję swoje rzeczy, to jednak nie zamierzam jej postawić na półce w szafie i się na nią gapić, tylko użytkować tak, jak na to zasługujemy.
Ona i ja. :)

Futrzaste Panny oczywiście pomagały mi rozpakować. 


- Owco, co tam jest? Czy to Kot w worku?


- Nie, Czapko. To moja nowa torebusia!



- Dziwnie pachnie, co nie, Szylkretki?
- Tak Amber, jakoś dziwnie.


- Wcale nie dziwnie, tylko czekoladowo! Czyli ładnie. :D
- Owco, a Ty się dobrze czujesz?


- Fajna jest! Ma sznureczek!


- A pudełko jest jeszcze fajniejsze!


Wiesz co, Esme? Mnie puste pudełka jakoś nie fascynują.


Za to nowa torebusia? Tak, zdecydowanie.



Według strony obagowej ma kolor grafitowy. Ale na każdym zdjęciu wygląda inaczej. ;)


:)

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Buff.

Kupiliśmy sobie z Baranem buffy (tutaj). Na rower, nie na rower, na cokolwiek. Czaderskie, ciepłe, kolorowe.
Moje wyglądają tak i tak.
Ale najpierw trzeba było wymierzyć sobie czerepy/bańki/dyńki/makówki/łby puchate. :)
Akurat miałam chwilę czasu w pracy, więc piszę do NzM mejla z przypominajką, żeby przed zamówieniem wymierzył sobie obwód głowy, żeby wszystko ładnie pasowało.
Odpisuje mi:
Yyyy, linijka mi pękła.


Wiem, sama sobie jestem winna, że piszę do Baraniastego z pracy, a potem nie mogę się uspokoić, kiedy czytam to, co mi odpisuje. :D

niedziela, 24 stycznia 2016

Full Moon.

Noc z piątku na sobotę. Śpię.

- Owco.
- Chrrrr.... zzzz..... meee.....chrrrr....
- Owco!
- Nie ma mnie, śpię.
- Oooowcoooo!
[otwieram jedno oko, po czym uzmysławiam sobie swój błąd, bo natychmiast otwieram drugie]
- O.
- Nie "o", tylko jestem! Świecę! Czekałaś przecież!
- Litości, Księżyc, tak, jasne, ale jest noc, albo rano, albo cokolwiek, daj spać.
[turlam wełnę na drugi bok, zadkiem do JM Księżyca]
[usiłuję znowu zasnąć]
[ale nie ma]
[takiej opcji]
[bo prawie pełnia]
[wwierca mi się w tył czaszki]
[więc]
[turlam wełnę z powrotem]
- No dobrze, część Księżyc, fajnie, że jesteś. Bo nie nienawidzę, jak wyglądasz, jakby Cię nie było. :)

Księżyc, kiedy wygląda, jakby go nie było. :(


Księżyc, który JEST. :)


sobota, 16 stycznia 2016

Is it okay to talk about princess' poo?

Poniżej opisane wydarzenia miały miejsce, kiedy Esme jeszcze była mała. A kiedy niedawno przeczytałam tego mejla (wysłanego do NzM) - pomyślałam sobie, że szkoda, że już nie jest aktualny.
To był zły pomysł (to myślenie).
Dosłownie kilka dni później zdarzyło się dokładnie to samo, z tą różnicą, że Księżniczka jest teraz oczywiście odpowiednio większa, cięższa i dłuższe ma futro na portkach... O_o

Czas akcji: niedziela, ok. godz. 11:00, NzM pojechał na ważne spotkanie, Owca z kotami w domu. Relacjonuję:

Dlaczego dopiero teraz jem śniadanie?
Czy nie chciało mi się wstać? Czy nie byłam głodna?
O, nie. Ponieważ dzisiaj najwyraźniej jest niedziela, a Twój* najmłodszy kot zapewnił mi rozrywki. Liczne.
Okazało się, że przykleiła sobie do zadka pół kilo kupy.
Więc idziemy się umyć się w umywalce.
Ona nie chce.
Świetnie, w takim razie pod prysznicem.
Ale woda pod prysznicem jest taka straszna!
Myk_chlup_hoput (kot ucieka z łazienki)
Łapię kota w przedpokoju, reguluję wodę.
Ale woda jest za ciepła!
Myk_chlup_hoput_chlup_chlup (kot ucieka spod prysznica, ale nie z łazienki, albowiem nawet Owca uczy się na błędach)
Łapię kota, reguluję wodę. Jestem już cała mokra (łazienka i pół przedpokoju też).
Kot uważa, że woda jest za zimna. Regulując wodę, przytrzymuję (delikatnie, ale stanowczo) kota za na kark. Kot jest zdziwiony.
Myję kotu zadek (długo, bo trzeba odmoczyć, kot w tym czasie nasiąka wodą).
Wycieram kota własną koszulką, która i tak już jest mokra.
Wypuszczam kota. Kot wybiega z łazienki.
Trzydzieści sekund później kot wraca do łazienki, bo tak fajnie (w łazience) woda chlupocze pod łapami.
Wycieram kota  (własnym ręcznikiem) jeszcze raz  i wywalam z łazienki.
Kot jest zdziwiony.
Wycieram łazienkę i przedpokój. Wołam kota na suszenie.
Kot jest "przerażony". Przybiega.
Suszę kota.
Kot jest zachwycony i wywala się do góry brzuchem, ale dopiero po sprawdzeniu czy jeszcze chlupocze podłoga w łazience (nie chlupocze, szkoda).
Po suszeniu sugeruję, aby kot zszedł mi z oczu.
Wychodzę z łazienki, odkrywam pieczątki w kuchni i w pokoju. 
Piorę wykładzinę i myję podłogę w kuchni.
Amber się przygląda.
Kończę sprzątanie i idę szukać kota w celu poczesania, żeby nie było kołtunów.
Kot siedzi pod drzwiami wyjściowymi z miną sugerującą, że nie wchodzi w oczy.
Biorę kota pod pachę, zanoszę do kuchni i używając mojej najlepszej szczotki usiłuję rozczesać wilgotne futro.
Kot się dziwi.
Czeszę.
Łubudu a potem hoput.
Okazuje się, że ptaszek (gołąbek) pacnął w okno, bo albo nie wyszło lądowanie, albo ziarno niesmaczne, nie wiadomo.
Esme zarządza koniec czesania i siedzi na parapecie z miną: "gdybyś mi nie zawracała głowy szczotkowaniem, to bym go upolowała!".
Po wykonaniu narzuconych przez kota czynności idę sobie robić śniadanie.

To o której wracasz?

*kiedy Futrzaste Panny są niegrzeczne, są to wtedy koty Baraniastego, kiedy są grzeczne - wiadomo - moje. :D

- Esme?


- Co, Owco?
- Wiesz, gdzie siedzisz?


- No pewnie! Na kuwecie Dwunożnych. :)

sobota, 9 stycznia 2016

How I buy a pig cat in a poke. ;)

Kupuję kota w worku. I to nie jest tak, że kupiłam kota w worku i ojej, co teraz, jak żyć.
Nie. Ja go  k u p u j ę. Co miesiąc. Świadomie. :)
Kot w worku przychodzi w pudełku, pudełko ma naklejkę (kiedyś miało pieczątkę) i (bardzo ważne!) jest owinięty sznureczkiem. Sznureczek służy do najlepszej zabawy ever (według kotów).
Pudełko (owinięte sznureczkiem - bardzo ważne!) jest oczywiście w kopercie bąbelkowej, na której jest namalowany koteł. Mam nadzieję, że panowie (i panie?) pocztopaczkowcy, paczkomatowcy i kurierzy mają dzięki temu świadomość, jak cenny ładunek wiozą!
A co jest w środku? Oprócz trocinek, które się tak wspaniale roznoszą na łapach i futrze - różne różności. Za każdym razem coraz lepsze i za każdym razem jest to niespodzianka (a takie niespodzianki to ja lubię).
Zawsze jest (minimum jedno) zabawidełko dla kotków. Często w ulubionym przez futra zapachu. ;) Zabawidełka znikają u nas błyskawicznie, chwilę po otwarciu pudełka. To jest niesamowite. Nie ma! Ani w sprawdzonych miejscach, po prostu nigdzie! Zaczynam podejrzewać, że koty nocą sprzedają te zabawki w popularnym serwisie aukcyjnym za bezcen. No bo jeśli nie, to gdzie one są?!
Zawsze też jest wypaśne kocie jedzonko. Albo chrupelki, albo saszetka, albo puszeczka, albo i. Różne warianty.
To koteły.
Jest też oczywiście coś dla Personelu i to właśnie - bądźmy szczerzy - jest najlepsze! ;)
Moje hity do tej pory to: marynarski worek, podkładki pod kubek, skarpetki, bransoletka, wisior i kalendarz - wszystko z motywem kocim.
Nie zdarzyło się jeszcze, żeby coś mi się nie podobało (w jednym przypadku uznałam, że coś przyda się komuś bardziej, niż mnie i będzie dobrym prezentem), za to kilka razy zamawiałam coś u twórców przedmiotów, które znalazły się w pudełku.
Kupiłam do tej pory 8 (od czerwca) kotów w worku i bardzo mi się podoba, że nic się nie powtarza i za każdym razem jest coś interesującego. I za każdym razem jest to niespodzianka.
Styczniowy kot w worku przyjdzie za trochę ponad 2 tygodnie. Już się nie mogę doczekać. :)

A poniżej Panny Futrzaste w czasie otwierania różnych edycji kota w worku. :)









W halołinowym pudełku była sztrykowana (po śląsku: robiona na drutach) dyńka. 
Fil się nią zajęła. Od razu. ;)




wtorek, 5 stycznia 2016

Books. Comic books. Titles. 2015.

Zaktualizowałam wreszcie listę książek przeczytanych w minionym roku.
Zrobiłam też banerki, żeby wszystkim, których to interesuje, było łatwiej znaleźć. :)
Za każdym razem (czyli drugim ;) ), kiedy to robię, obiecuję sobie systematyczność.
Przypominanie sobie w grudniu WSZYSTKIEGO, co udało mi się przeczytać w ciągu roku i usiłowanie stworzenia z tego jakiejś sensownej listy zaczyna graniczyć z niemożliwością.
Przypuszczam, że jeszcze przez jakiś czas będę wklejać te niedobitki, o których zapomniałam. Póki co - jest.
I co? Statystycznie nie jest wesoło, to znaczy: nie jestem z siebie zadowolona.
Przeczytałam sporo książek dziecięco-młodzieżowych - fajnie, a niestety kosztem tych "dorosłych". Nie mogę sobie obiecać, że będę ich czytać mniej (?), bo ich lektura jest mi przede wszystkim potrzebna w pracy... więc po prostu będę się starać czytać więcej tych "dorosłych".
Co mi z tego wyjdzie - zobaczymy.

Wchłonęłam w ciągu ubiegłego roku kilka świetnych książek - bez wahania mogę do nich zaliczyć kolejne tomy Pratchettowego Świata Dysku i JEDNĄ książkę Kinga. Jedną, bo dziwo - Pan Mercedes bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Miał to być "pierwszy Kingowy kryminał" (nie lubię i nie czytam kryminałów), a okazał się (dla mnie) kolejną dobrą powieścią Króla.
Przebudzenie było tak zajmujące, że już nawet nie pamiętam o czym było, natomiast Bazar złych snów - najnowszy zestaw opowiadań (uwielbiam opowiadania!) na który się napalałam się jak szczerbaty na suchary, okazał się sporym rozczarowaniem. Mam oczywiście kilku ulubieńców, ale daleko im Mgły, Tratwy, czy zbioru Czwarta po północy. Na marginesie: w grudniowej Nowej Fantastyce jest recenzja tej książki Kinga i jest ona napisana tak genialnie, że śmiem uważać, że nawet lepiej, niż sama książka. ;) Przykro mi, Królu, masz szczęście, że do Twojej twórczości podchodzę bezkrytycznie i sporo Ci wybaczam. :)

Moim absolutnym odkryciem w 2015 roku był Neil Gaiman. O tym, że mam w końcu zainteresować się Sandmanem przypominałam sobie wiele razy, a kiedy w końcu to zrobiłam... przepadłam. To jest absolutne mistrzostwo. ♥ I żeby nie było, że Gaiman tylko komiksy genialne tworzy - zestaw opowiadań (Drażliwe tematy...) też był świetny. Na tyle świetny, że zachwyt zmusił mnie do uzupełnienia półki z książkami do przeczytania o kolejne zbiory opowiadań Neila Gaimana. Ale będzie uczta!
Jest i dziegieć w tym miodzie. Są nim ceny kolejnych tomów Sandmana. W ulubionej gildii sprzedawane są po niecałe 100 zł za tom... A potrzebuję jeszcze czterech, żeby mieć komplet.
Nic to, uzewnętrzniłam się w tej kwestii na instagramie, więc nie będę się tu powtarzać.

Jeśli chodzi o książki dla dzieci i młodzieży to czytam to, co jest mi niezbędne na lekcje, a dodatkowo kończę Jeżycjadę, która jest mi niezbędna... do zachowania dobrego humoru. Lubię i tyle. :)

Pojawiła się też na mojej liście kategoria książek nieprzeczytanych. Dotychczas robiłam tak, że mimo tego, że książka mi się nie podobała, zgrzytało mi w głowie, a kopytka rwały się do ucieczki - czytałam. Pot występował na czoło, zaciskałam zęby, pięści i palce u nóg - czytałam... tylko po to, żeby na końcu stwierdzić, że nie warto było, straciłam czas i w ogóle: po co?!
Więc teraz tak nie robię. Nie podoba mi się? Z jakiegoś powodu mi nie pasuje? Odkładam. Może do nich wrócę, może nie. Może będą kiedyś miały swój czas, może ten czas już był i nigdy nie wróci. Zobaczymy.

Jeśli chodzi o czasopisma, to nie popisałam się w tym roku.
Nie ma Rymsa, bo kupuję go zwykle (zaległe numery i bieżący) na targach książki w Krakowie, na których w tym roku nie byłam.
Nie ma Przyrody Polskiej, bo przestałam ją prenumerować.
Jest Nowa Fantastyka, bo bardzo ją lubię i Nowa Exota, bo prenumeruję ją dla NzM.
Z Nowej Exoty robię też bezetcze (BZCz - bibliografia zawartości czasopisma), która dostępna jest tutaj.



Esme, zejdź z tego proszę.
A co to jest?


Czasopismo Hodowcy, złaź.
A o czym?
Głównie o ptaszkach. Egzotycznych.


O ptaszkach? Wiesz co, to ja jeszcze posiedzę...

niedziela, 3 stycznia 2016

Coldheartedly.

Zadowoleni? Usatysfakcjonowani?
Dzisiejsze -15 było ok?
Malkontenci. Narzekacze.
Przez minione dwa tygodnie co chwilę obijało mi się o oczy narzekanie, że: "jest zima, więc powinno być zimno", "jest zima, więc powinien być śnieg", "znowu nie będzie śniegu na święta" (no tak, w końcu w świętach chodzi tylko o to, żeby był śnieg...) i tym podobne i w ten deseń. 
Że też nikomu z tych narzekających nie przyszło do głowy, że jak to zimno (i śnieg) w końcu przyjdzie (zawsze przychodzą - czemu teraz miałoby być inaczej?), to może zostanie do kwietnia? I że wtedy - zgodnie z życzeniem niektórych - na święta będzie śnieg?
A przecież tyle razy było napisane: uważaj, czego sobie życzysz...

Nienawidzę zimna i ciemności. Śnieg zaliczam do "zimna" i też go nie znoszę. Jakoś tak nawykłam patrzeć poza własną wełnę i własny pasionek i zdaję sobie sprawę z tego, że jak będzie naprawdę zimno, to niektórzy nie będą w stanie (z różnych powodów) ogrzać swoich mieszkań. Że Ci, którzy tych mieszkań nie mają - zamarzną. Bezdomne koty, bezdomni ludzie. Część ptaków umrze, bo - o dziwo - nie każdy wywiesi zimową mieszankę dla pierzastych przyjaciół. Rośliny w ogródku wymarzną, zmarnieją.
Czy to, z czym wiąże się mróz i śnieg nie jest oczywiste? To czego tu wyczekiwać? 
Przyjdzie - prędzej czy później. ZAWSZE przychodzi.

Dopóki jednak całkiem nie zapanuje Białe Zimno, (a podobno nie zapanuje,*) będziemy się bronić i cieszyć widokiem kociambrów zachwyconych ciepłem i miękkim kocykiem. ♥

*SPOILER Wiedźmina 3: bo Ciri nas uratowała. :)


Filemon, Latte i Bii. 

Kąpiel Fil i Bii,

a Latte się nudzi. ;)

Wyluzowana Szylkrecia.

Wiesz co, Owco? - mówi Pierożek.

Postanowiłam się przeciągnąć! - kontynuuje, nie czekając na moją odpowiedź.

A potem dalej wylegują futra w ciepełku. :)

sobota, 2 stycznia 2016

Wearing your pyjamas...

- Esme, zejdź proszę z mojej piżamy.


- Nie wiem, o czym mówisz, Owco!


- O tym, co powoduje, że jest Ci miękko i przyjemnie w zadek. Złaź!


- Nie. A poza tym do pyszczka mi w różowym.