To była ostatnia ostoja Personelu i dużych kotów - głównie Pierożka.
Wczoraj wieczorem (kiedy odkryła, że potrafi!) próbowaliśmy jeszcze ułożyć ją w ulubionym miejscu na drapaku, z nadzieją (wątłą), że może zapomni do rana (jak się na duże łóżko wchodzi).
Ale nie, nie zapomniała.
Dzisiaj o 5:45 była pobudka, bo KOTEK SIĘ OBUDZIŁ. I był taki z siebie dumny! Potrafi wchodzić na duże łóżko! Z jedną nóżką bardziej! Tam, gdzie duże koty!
Dwunożni nie podzielali entuzjazmu.
Milva zajęła się najpierw budzeniem Owcy. W pierwszej kolejności zostałam omruczana, potem poczułam zimny i mokry koci nos w oku, potem w uchu. Następnie mój nos został upolowany (każdy, kto kiedyś przebywał z małym kotem na pewno wie, że te malutkie łapeczki wyposażone są w pazurki ostre jak igły...), a potem Milva była łaskawa mnie podeptać.
Kiedy mała trikolorka wzięła się za budzenie Barana - postawił ją na podłodze z nakazem, że ma się jeszcze sama pobawić i dać nam spać. Uhm, podziałało na jakieś 10 sekund.
Więc Baraniasty wstał i poszedł nakarmić Futrzaste Towarzystwo, a mnie - dzięki temu - film się urwał jeszcze do 8:00.
Takiego mamy dzielnego kotka...
Sesja - owcze kapcie kontra mała trikolorka. :)
O! Bii idzie! Chowamy się!
Aaaaa, przygniotło mnie! Zdeptało!
Uff. Wygrałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz