niedziela, 11 września 2016

Łups! i Piekło pocztowe Terry'ego Pratchetta - ulubione fragmenty

Łups
Vimes nigdy nie radził sobie z żadną grą bardziej skomplikowaną niż strzałki. W szczególności szachy zawsze go irytowały. To przez ten głupi upór, z jakim pionki ruszały naprzód i zabijały inne, bratnie pionki, podczas gdy królowie obijali się z tyłu i nic nie robili. Gdyby tylko pionki się zjednoczyły, może też przekonały wieże, cała plansza mogłaby się stać republiką w dwunastu ruchach.

Vimes miał trzy tace: Przychodzące, Wychodzące i Wkurzające. Na tę ostatnią odkładał wszystko, przy czym był zbyt zajęty, zirytowany, zmęczony albo zdumiony, żeby cokolwiek zrobić.

- (...) A teraz proszę ruszać, sir. Ja sam będę musiał poszukać Angui. Nie spała w swoim łóżku.
- Ale w tym okresie miesiąca...
- Wiem, sir. Nie spała też w swoim koszyku.

- Co by pan zrobił, Vimes, gdybym zadał panu bezpośrednie pytanie?
- Odpowiedziałbym oczywistym kłamstwem, sir.

- Żem jest w głębokim kopro, nie? - zapytał.
- Na pewno musimy z tobą porozmawiać - odparł Marchewa. - Chcesz dostać adwokata?
- Nie, już jadłem.

Młody Sam stał w swoim łóżeczku i obserwował drzwi. Dzień Vimesa stał się miękki i
różowy.

To, co teraz kłuje cię w stopę, to czterocalowy obcas szpilek „Piękna Lukrecja” od Mitzy, najgroźniejsze obuwie świata. Licząc w funtach na cal kwadratowy, to jakby być zdeptanym przez bardzo spiczastego słonia.

Vimes musiał nalegać, żeby Sybil jechała w środku. Zwykle stawiała na swoim, a on bez
sprzeciwów ustępował, ale niewypowiedziana umowa między nimi była taka, że kiedy mu
naprawdę zależało, słuchała. To takie małżeńskie sprawy.

Vimes ostrożnie uniósł złamanym ołówkiem brzeg kromki. Wewnątrz było chyba za dużo
sałaty, czyli, inaczej mówiąc, była sałata.

Jego umysł pracował szybko, wykorzystując awaryjne rezerwy zdrowego
rozsądku - jak zwykle ludzkie umysły, próbujące skonstruować potężną kotwicę w
normalności i udowodnić sobie, że to, co się wydarzyło, wcale się nie wydarzyło, a jeśli
nawet się wydarzyło, to nie za bardzo.


Piekło pocztowe
Słuchaj no, zwrócił się do swojej wyobraźni, jeśli tak masz zamiar się zachowywać, to więcej cię nie zabiorę.

Człowiek, który wbiega do pożaru, żeby ratować głupiego kota, i wychodzi, niosąc tego kota na rękach, jest bohaterem, nawet jeśli niezbyt rozsądnym. Jeśli wychodzi bez kota, jest durniem.

Otwieranie ciężkich drzwi, kiedy niesie się coś oburącz, powinno być dość trudne - ale nie jeśli jest się golemem. Golemy zwyczajnie przechodzą, a drzwi mogą się otworzyć albo próbować pozostać zamknięte, to już ich wybór.

Niestety, dotarli tu przez labirynt mrocznych korytarzy, a uniwersytet nie był miejscem, gdzie człowiek chciałby się zgubić. Coś mogłoby go znaleźć...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz